Tafla
jeziora drżała nieznacznie w rytm zimnego, jesiennego wiatru, który zrzucił na
wodę wielokolorowe liście, mieniące się w promieniach zachodzącego słońca.
Blondyn otulił się mocniej szorstkim kocem i westchnął głęboko. Czekał już
przynajmniej pół godziny, lecz dziewczyny wciąż nie było widać. Jednak czekał
cierpliwie. W końcu zrobi się jej żal i nawet jeśli wcześniej nie miałaby
takiego zamiaru, to jego widok, siedzącego na mokrych kamieniach, stopi lód jej
serca. Wiedział, że Hermiona w końcu wyjrzy przez okno i przyjdzie z nim
porozmawiać, tym bardziej, że powiedział jej, iż tematem dyskusji miał być
ostatni bal. Miał być.
W
końcu usłyszał jak czyjeś stopy bezceremonialnie depczą zżółkniętą trawę.
Właściwie jej i tak pewnie było wszystko jedno. Zbliżała się zima. I tak by
umarła. Gryfonka pobiegła do brzegu i stanęła na chwilę, łapczywie łapiąc
powietrze w płuca. Policzki zarumieniły jej się z wysiłku, a z ust wydobywała
się para. Faktycznie zimno, pomyślał Draco.
- Słucham. – Dziewczyna wciąż nie obdarzyła go Spojrzeniem.
- Snape przekazał mi, że…
- To ty nie wiesz? On wyjechał! Zostawił was! Niedługo twoja
kochana Umbridge wywali wszystkich nauczycieli! – przerwała mu.
Chłopak
zamilkł na chwilę zdziwiony. Nie miał o tym pojęcia. Coś się więc działo.
Szykowali na się wojnę. Czarny Pan go wezwał? Szybko odrzucił jednak te myśli.
Teraz ma misję.
- Nieważne. Po prostu musisz ze mną iść.
- Gdzie?!
- Mam taki niewielki dom…
- CO TY MI PROPONUJESZ?! – Hermiona była bardziej zaskoczona
niż wściekła.
- Chcę, żebyś uciekła ze mną z Hogwartu – powiedział Draco z
kamienną twarzą – i zabiorę cię stąd z twoją zgodą lub bez niej.
- Ale…
- Dollino!
Dziewczyna
znieruchomiała i opadła na trawę niczym lalka. Oczy wciąż miała otwarte, lecz
patrzyły one bezrozumnie przez siebie.
- Choć Barbie – westchnął blondyn i podniósł z ziemi
Gryfonkę.
Przytrzymał ją jedną ręką, a drugą wyciągnął z kieszeni szwajcarski
scyzoryk, wynalazek ministerstwa, przeznaczony dla pupilków Wielkiego
Inkwizytora. Wysunął zakrzywione ostrze i przeciął nim powietrze. Poczuł uścisk
w okolicach pępkach, zamknął oczy, przygotowując się do teleportacji. Gdyby
Śmierciożercy wiedzieli o tym wynalazku, Hogwart byłby już tylko ruiną, a Harry
Potter trupem.
- Gnojek nawet nie wie, że zawdzięcza mi życie – mruknął Draco.
Oboje
wylądowali z trzaskiem na twardych skałach. Wokół wiał chłodny wiatr. Chłopak
podniósł się szybko z klęczek i spojrzał na Hermionę, która zdążyła już obudzić
się.
- Gdzie my jesteśmy?! Coś ty mi zrobił?! – zaczęła krzyczeć,
oddychając niespokojnie.
Miała rozwiane włosy, trzęsła się z zimna, a na jej bordowym
swetrze znajdowało się kilka grudek ziemi.
- Zaklęcie marionetki – odmruknął jej, rozglądając się.
Stali
przed drewnianym dworkiem, zbudowanym z sosnowych bali. Oprócz tego, wokół
rosły tylko iglaste drzewa, zza których koron wyłaniały się ostre, górskie
szczyty.
- Co? Nie uczyli nas w… Ah! Nieważne! Gdzie jesteśmy?!
- W Europie?
- GDZIE?!
- No w Europie… - chłopak strzepał z włosów śnieg, zbytnio
nie przejmując się wrzaskami.
- A konkretnie? – dziewczyna otuliła się rękoma.
- No to są Karpaty, to chyba Rosja albo Albania…
Hermiona
westchnęła poirytowana nieznajomością geografii Malfoya, po czym sięgnęła po
różdżkę, jednak tej nie było.
- Co zrobiłeś z moją…?! – zaczęła znów się drzeć.
- Uspokój się! – warknął – Musiała Ci wypaść! Choć za mną!
Draco bez namysłu skierował się w stronę domu. Gryfonka
spojrzała w niebo, które spowite było szarymi chmurami i zaczynał padać śnieg. Nie
miała wyboru. Musiała iść za Ślizgonem, by nie ryzykować zamarznięciem. W
okolicy na pewno nie było choćby schroniska dla turystów. Głucha puszcza. Po za
tym, co powiedzieliby ludzie, widząc ją bez kurtki? Wybuchłaby afera, zjawiłyby
się media.
Chłopak
stał w progu i patrzył na nią wymownie. Przełknęła ślinę i ruszyła w jego
stronę. W środku przywitało ją przyjemne ciepło i ogień tańczący w kamiennym
kominku.
- To twój dom? – zapytała lekko skruszona, gdy Malfoy
zamykał za nią drzwi.
- Rodzinny, ale rzadko tu przyjeżdżamy – odparł, chwytając
ją za rękę.
Poprowadził dziewczynę do kanapy i mruknął coś o kuchni.
Hermiona usiadła i wyciągnęła nogi na puchatym dywanie. Płomienie uroczo
oświetlały niewielki salon, który zdawał się jej zupełnie nie pasować do
rodziny Draco. Ziewnęła i zaczęła zastanawiać się nad jakimś planem. Owszem
dworek był bardzo przytulny, ale nie znaczyło to wcale, że miała ochotę tam
zostać – a tym bardziej z młodym psychopatą.
Wzdrygnęła
się, gdy jej gnębiciel zmaterializował się obok niej z dwoma kubkami, a jeden
podał jej. W środku parowało gorące kakao. Chłopak usiadł koło niej i wypił łyk
pysznego napoju.
- Po co mnie tu zabrałeś? – Gryfonka zapytała nieco
grzeczniej.
Draco westchnął. Czas zacząć grę. Uśmiechnął się więc
zalotnie i wyszeptał:
- Byśmy dokończyli to, co zaczęliśmy w Drumstrangu.
- Co?! To ty pamiętasz?! – dziewczynie zaczęło szybciej bić
serce.
- Oczywiście. Nigdy nie zapomniałbym smaku twych ust. –
Wysunął czubek języka i oblizał swoją górną wargę.
Hermiona zarumieniła się i cofnęła nieco.
- Obiecuję ci, że to będzie najlepszy tydzień twojego życia –
kontynuował.
Szkoda, że ostatni – pomyślał jeszcze i odłożył kubek na
etażerkę, po czym to samo zrobił z należącym do dziewczyny. Następnie bez
skrępowania pchnął ją do tyłu, a ta położyła się na kanapie z lekko otwartymi
ustami.
Draco
wciągnął powietrze do płuc, czując, że naprawdę ta sytuacja zaczyna mu się
podobać. Pochylił się nad swym gościem i złożył pocałunek na jej szyi,
wyobrażając sobie, że jest Casanovą, bo chciał aby tak został zapamiętany.
Spojrzał w wielkie oczy Gryfonki. Była przerażona, lecz nie protestowała.
- Kocham cię – wymruczał jej do ucha.
Po policzkach Hermiony popłynęło kilka łez.
Nie wierzę w to, co czytam! :) To jest super! Czekam na kolejną notkę, pomijając ten fakt, że zaskoczyłaś mnie pocałunkiem na końcu, nawet jeśli był on wymuszony! ;)
OdpowiedzUsuń