Etykiety

  • 1 (1)
  • 2 (1)
  • 3 (1)
  • 4 (1)
  • 5 (1)
  • 6 (1)
  • 7 (1)
  • 8 (1)
  • 9 (1)

czwartek, 7 listopada 2013

Dodatek specjalny +18

Hermiona czknęła i wybuchła śmiechem, podczas gdy kieliszek wypadł jej z ręki, lecz nie rozbił się, lądując na puchatym dywanie. Ona natomiast nawet nie zwróciła na to uwagi, pochylając się nad blondynem, któremu jej zachowanie jednocześnie odpowiadało, a z drugiej strony – mimo tego, że sam nie był zupełnie trzeźwy – źle się czuł z tym, że ją upił.
                 Właściwie, to inaczej to planował. Zamierzał sam się napić, by nie skupiać się na upływie czasu. Zastanawiał się nawet, czy nie powinien zabić jej już teraz. Byłoby mu łatwiej, jednak nie potrafił się do tego zmusić. Dobrze wiedział, że im bardziej ją pozna, tym będzie to dla niego trudniejsze. Podświadomość mówiła mu, że na własne życzenie jest wciągany przez ruchome piaski, jednak od nie chciał w to wierzyć i postanowił brnąć dalej w tym słodkim bólu.
                 - I wtedy zaczął rzygać ślimakami! – zawołała nagle Gryfonka, chichocząc głośno.
Draco objął ją i przytulił do swojego torsu.
                 - Niewiele brakowało, a ja bym to robił – zaśmiał się, rozkoszując się zapachem jej kasztanowych włosów.
                 - Wtedy bym cię już nie dotknęła – bąknęła.
                 - A jego? – zapytał, krzywiąc się na myśl o Wesley’u. Nigdy nie uważał go za mężczyznę. Tchórz, nie potrafiący zadbać o siebie, nie wspominając już o dziewczynie, nie jest godzien tego miana.
                 - Znaczy ten…
Znów zaśmiała się, jakby nie wiedząc, co powiedzieć.
                 - Wiesz, nie pij już więcej, okropnie bredzisz. – Musnął wierzchem dłoni jej różowy policzek, rozkoszując się jego miękkością.
                 - To musi być zabawne i…
                 - I dziwne – dokończył za nią, ucałowawszy ją w czoło.
                 Nie wiedział już, czy to alkohol, czy ona tak na niego działa, jednak jego usta powędrowały niżej do jej warg i musnęły ich koniuszek, by po chwili zacząć śmielej sobie poczynać. Hermiona na początku zamarła, nie wiedząc, co zrobić, lecz po chwili złapała rytm i zaczęła odwzajemniać pocałunki, ogarnięta błogim uczuciem.
                 Jego dłonie znalazły oparcie na jej pełnych biodrach, podsuwając do góry sweterek. Było już za późno, zdawał sobie z tego sprawę, nie powstrzyma się. Jej ciepła i pachnąca skóra pociągała go zbyt mocno. Pocałował jej szyję, a potem delikatnie ugryzł.
                 - Greyback – wyszeptała, spoglądając mu w oczy. Draco widział w nich smutek i to go zdołowało.
                 - Wszystko będzie w porządku – powiedział, odsuwając się nieco od niej. – Zarówno z tobą jak i innymi.
Hermiona uśmiechnęła się, choć nie bardzo mu wierzyła. Teraz jednak chciała się cieszyć chwilą, bo chociaż działała wbrew własnym zasadom, czuła się szczęśliwa, a to póki co zupełnie wystarczało – o konsekwencjach będzie myśleć potem, gdy wytrzeźwieje.
                 Przyglądała mu się jeszcze przez kilka sekund, a potem jej dłonie zaczęły rozpinać guziki jego koszuli. Nie szło jej to za dobrze, bo zamroczona alkoholem rozpięła zaledwie jeden, natomiast resztę odpruła, ciągnąc za materiał. Zadrżała, czując, że również ręce Ślizgona nie są bezczynne, lecz wspinają się po jej plecach, by w końcu zacząć szarpać się z zapięciem stanika. Dotykając czubkami palców jego torsu, skupiła się na swoich fizycznych doznaniach. Pożądała go i zaspokojenie tego pragnienia stało się nadrzędnym celem.
                 W końcu poczuła, że jej biustonosz opiera się jedynie o ramiona. Opuściwszy wzrok zaczęła podnosić do góry sweter, zdając sobie sprawę z pożądliwego spojrzenia Dracona. Ten, zniecierpliwiony jej powolnymi ruchami, pomógł jej, by wreszcie ujrzeć to, co chciał. Dziewczyna wciągnęła powietrze, gdy jego palce znalazły się na jej okrągłych piersiach, stwardniałych pod jego dotykiem.
                 Spojrzeli na siebie jeszcze raz i znów ich usta się złączyły. Zupełnie przestali się wahać, wkładając w każdy pocałunek całą pasję i energię, zatracając się zupełnie. Nawet nie spostrzegli, gdy pozbyli się ostatnich części garderoby.
                 Na tę krótką chwilę stali się jednością. Zabolało ją, jednak przyjemność była silniejsza.
 Przyśpieszone oddechy, zsynchronizowane ruchy – oboje czuli, że zbliża się coś wielkiego. Coś więcej niż tylko fizyczne uczucie, jakby ten akt był swego rodzaju przypieczętowaniem.

                 Wstrząśnięci spazmem orgazmu opadli na miękki dywan i wtuleni w siebie zasnęli – dwie całkowicie różne dusze, które zbyt szybko musiały dojrzeć.

czwartek, 6 czerwca 2013

Rozdział IX - Jestem tu

Rozdział dodany na prośbę dwóch osób. Nie oznacza to, że odwieszam bloga. Po prostu miałam to już napisane .__.





                 Maleńkie okruszki śniegu spadały z nieba, kręcąc czasem piruety wokół nagich drzew. Oświetlała je tylko wiązka światła, pochodząca z niewielkiego domku. A za oknem swój występ miały ogniki, których taniec był dziki i pełen energii, nieznanej lodowym dziewczętom. Jedna, najodważniejsza ze śnieżynek przytańczyła do szyby i zajrzała do pokoju. Oszołomiona niezwykłym widokiem, otworzyła szeroko lodowe oczęta. Ognisty młodzieniec uśmiechał się do niej zawadiacko i zaprosił ją gestem dłoni. Panienka wtuliła się mocniej do szkła i nagle poczuła, że zaczyna się topić. Kropelka po kropelce spływały na parapet. Płomienie wciąż tańczyły, jak gdyby nigdy nic. 
                 Hermiona obudziła się zlana potem. Dziwny sen, który jej się przyśnił, zdawał się być najgorszym koszmarem w jej życiu. Sama jednak nie wiedziała dlaczego, choć wszystko zdawało być się jej dziwnie znajome. Gdy otworzyła oczy, przypomniało jej się dlaczego. Ten sam kominek, ten sam salon… I coś jeszcze.
                 Gryfonka nagle zorientowała się, że leży na kolach śpiącego Malfoya. Podniosła się ostrożnie zdziwiona i podeszła do okna. Przykleiła nos do - o dziwo – ciepłej szyby i zobaczyła na parapecie kilka zamarzniętych kropelek. Poczuła dziwny uścisk w żołądku. Bez namysłu wybiegła na korytarz i rzuciła się do drzwi. Szarpnęła z całej siły, lecz były zamknięte. Sięgnęła do kieszeni po różdżkę, ale namacała tylko powietrze. Zaczerpnęła histerycznie powietrza i oparła się o ścianę, by późnie zsunąć się po niej do kucek.
                 Nawet nie wpadła na to, że podczas spotkania z Draco nad jeziorem, mogłyby przydać się jej czary. Dzięki własnej bezmyślności została zamknięta przez psychopatycznego chłopaka w chatce w Karpatach. Na dodatek wyglądało na to, iż blondyn miał do niej pewnego rodzaju słabość. Dotknęła swoich warg, przypominając sobie pocałunek, którym została obdarzona. Ciemność, w którą spowity był korytarz, zasłoniła jej zaróżowione policzki.

* * * * *
                 Marie wytarła mokre od łez policzki kołdrą i spojrzała na Nathalie, chodzącą w kółko po sypialni z grobową miną.  Zza oknem szalała okropna burza i nawet bijąca wierzba kłaniała się tak, jak kazał jej wiatr. Natomiast istne piekło rozegrało się w gabinecie Umbridge. Od kilku godzin przesłuchiwała wszystkich uczniów, nie wysilając się nawet na swoje sztuczne słodzenie. Tajemnicze zniknięcie dwójki uczniów było niebezpieczne nie tylko dla niej, ale również dla ministerstwa. Tym bardziej, że panicz Malfoy do zwykłych uczniów na pewno nie należał.
                 Ślizgonki westchnęły równocześnie.
                 - To moja wina. – Marie pociągnęła noskiem. – Pewnie to przez to całe małżeństwo…
                 - Idiotka! – Przyjaciółka przerwała jej bezceremonialnie. – To rozpieszczony gówniarz i tyle! No… Bardzo przystojny gówniarz…
Narzeczona Dracona splotła ręce. Niby Nathalie miała rację, ale przecież większość osób ze Slytherinu pochodziła z dobrych domów i mieli wszystko, co tylko zechcieli. Czysta krew to przywilej, na który stać tylko najbogatszych.
                 - Ale dlaczego uciekł z tą szlamą?!
                 - Nie wiem. – Dziewczyna podrapała się po piegowatym policzku. – Może wiesz on…
                 - Z NIĄ?!
                 - Marie, kochanie nie o to mi chodziło. Rodzina Malfoyów ma pewne… Znajomości. I obowiązki.
                 - Czyli ty wierzysz, że on wrócił?
                 - Jakaś ty głupiutka. – Nathalie uśmiechnęła się wrednie.
Złota błyskawica przeszyła niebo.
                 - Ciekawe, jak miewa się wybraniec.
                 Pansy wpadła do pokoju równie szybko co niespodziewanie. Zadyszana, nie mogła złapać oddechu i podparła się ramy jednego z łóżek.
                 - Wy-wywalili Umbridge… Dumbledore wrócił.

                 Wielka Sala wypełniła się uczniami. W tłumie nikt nie zwracał uwagi na to, czy stoi wraz osobami z tego samego domu. Wszyscy byli wymieszani i ściśnięci, bo każdy chciał podejść jak najbliżej stojącego przy katedrze dyrektora.
                 - Jak dobrze znów was widzieć! – Rozległ się donośny głos. – Niektórzy chcieli wam wmówić, że nie macie czego się bać i że pan Diggory zmarł na wskutek nieszczęśliwego wypadku. To nie prawda. A teraz w niebezpieczeństwie jest panna Granger i… I pan Malfoy również. Musimy ich  odnaleźć, więc w ciągu kilku najbliższych dni nie będzie lekcji. Panie Potter, proszę się zjawić u mnie w gabinecie za dziesięć minut. Reszta do dormitoriów.
                 Ciekawskie spojrzenia spoczęły na Harrym, który zdziwił się tym dziwnym wyróżnieniem, lecz kiwnął tylko głową do Rona i szybkim krokiem, przepychając się przez tłum, podążał do miejsca, w którym nie był odkąd w szkole pojawiła się Umbridge. Powiedział hasło, które nie zmieniło się od zeszłego roku. Właściwie wszystko było takie same. Niezliczone dziwne przyrządy wirowały i wydawały dziwne, brzęczące dźwięki. Nawet Faweks siedział na swoim zwykłym miejscu, przekrzywiając łebek. Dopiero po chwili chłopak dostrzegł dyrektora, przyglądającego się jednemu z portretów.
                 - Panie profesorze… - zaczął.
                 - Dobrze cię widzieć, Harry. – Na twarzy jasnowłosego mężczyzny pojawił się sympatyczny uśmiech.
                 - Profesorze, gdzie jest Hermiona?
                 - Panna Granger jest na razie bezpieczna, ale musimy się śpieszyć. Mam dla ciebie zadanie, chłopcze. Częściowo wykonał je za ciebie już ktoś inny, lecz teraz twoja kolej. Słyszałeś kiedyś o horkruksach?
Potter zaprzeczył ruchem głowy.
                 - Więc będę zmuszony ci o nich opowiedzieć.

* * * * *
                 Hermiona siedziała na sofie, pozwalając, by blondwłosy chłopak opierał głowę na jej ramieniu. W oczach wciąż miała łzy, jednak już rozumiała więcej, niż z samego rana.
                 - Ale dlaczego? Dlaczego ty? Ty mną? – zapytała, bawiąc się palcami.
                 - To zaczęło się dawno, w trzeciej klasie, jednak nie mogłem. Nie mogłem sobie pozwolić, bo moja rodzina… Ale teraz wszystko się zmienia i musiałem cię stamtąd zabrać. – Draco nie kłamał całkowicie, lecz nie był w stanie powiedzieć jej całej prawdy. Dręczyło go to, że faktycznie zaczynał coś do niej czuć, a czas mijał. Sześć dni. Skrzywił się z obrzydzenia, gdy w jego głowie pojawiła się wizja Granger w trumnie.
                 - Wiem, że chciałabyś być z Potterem i Wesleyem, ale oni sobie poradzą. – Przytulił ją do siebie, a ona nie opierała się otępiona. Zachęcony pocałował ją w czoło i zaczął kołysać delikatnie.

sobota, 1 czerwca 2013

Zawieszenie

Oficjalnie zawieszam bloga na czas nieokreślony. Po prostu nie mam ochoty pisać dla powietrza, dlatego będę pisać już tylko dla samej siebie. Po prostu dołuje mnie blogspot, ludzie. Zajmę się moimi innymi opowiadaniami, w których ludzie są na tyle mili, by zjechać po mnie równo i zostawić jakiś ślad po sobie. Więc żegnam. A może do zobaczenia? Nie wiem.
Bardzo mi przykro ._.

wtorek, 21 maja 2013

Rozdział VIII - Kto miłości nie szuka, ten wpadnie w jej szpony

Długi rozdział. Nie wierzę. Udało się! *o*






                 Tafla jeziora drżała nieznacznie w rytm zimnego, jesiennego wiatru, który zrzucił na wodę wielokolorowe liście, mieniące się w promieniach zachodzącego słońca. Blondyn otulił się mocniej szorstkim kocem i westchnął głęboko. Czekał już przynajmniej pół godziny, lecz dziewczyny wciąż nie było widać. Jednak czekał cierpliwie. W końcu zrobi się jej żal i nawet jeśli wcześniej nie miałaby takiego zamiaru, to jego widok, siedzącego na mokrych kamieniach, stopi lód jej serca. Wiedział, że Hermiona w końcu wyjrzy przez okno i przyjdzie z nim porozmawiać, tym bardziej, że powiedział jej, iż tematem dyskusji miał być ostatni bal. Miał być.
                 W końcu usłyszał jak czyjeś stopy bezceremonialnie depczą zżółkniętą trawę. Właściwie jej i tak pewnie było wszystko jedno. Zbliżała się zima. I tak by umarła. Gryfonka pobiegła do brzegu i stanęła na chwilę, łapczywie łapiąc powietrze w płuca. Policzki zarumieniły jej się z wysiłku, a z ust wydobywała się para. Faktycznie zimno, pomyślał Draco.
- Słucham. – Dziewczyna wciąż nie obdarzyła go Spojrzeniem.
- Snape przekazał mi, że…
- To ty nie wiesz? On wyjechał! Zostawił was! Niedługo twoja kochana Umbridge wywali wszystkich nauczycieli! – przerwała mu.
                 Chłopak zamilkł na chwilę zdziwiony. Nie miał o tym pojęcia. Coś się więc działo. Szykowali na się wojnę. Czarny Pan go wezwał? Szybko odrzucił jednak te myśli. Teraz ma misję.
- Nieważne. Po prostu musisz ze mną iść.
- Gdzie?!
- Mam taki niewielki dom…
- CO TY MI PROPONUJESZ?! – Hermiona była bardziej zaskoczona niż wściekła.
- Chcę, żebyś uciekła ze mną z Hogwartu – powiedział Draco z kamienną twarzą – i zabiorę cię stąd z twoją zgodą lub bez niej.
- Ale…
- Dollino!
                 Dziewczyna znieruchomiała i opadła na trawę niczym lalka. Oczy wciąż miała otwarte, lecz patrzyły one bezrozumnie przez siebie.
- Choć Barbie – westchnął blondyn i podniósł z ziemi Gryfonkę.
Przytrzymał ją jedną ręką, a drugą wyciągnął z kieszeni szwajcarski scyzoryk, wynalazek ministerstwa, przeznaczony dla pupilków Wielkiego Inkwizytora. Wysunął zakrzywione ostrze i przeciął nim powietrze. Poczuł uścisk w okolicach pępkach, zamknął oczy, przygotowując się do teleportacji. Gdyby Śmierciożercy wiedzieli o tym wynalazku, Hogwart byłby już tylko ruiną, a Harry Potter trupem.
- Gnojek nawet nie wie, że zawdzięcza mi życie – mruknął Draco.
                 Oboje wylądowali z trzaskiem na twardych skałach. Wokół wiał chłodny wiatr. Chłopak podniósł się szybko z klęczek i spojrzał na Hermionę, która zdążyła już obudzić się.
- Gdzie my jesteśmy?! Coś ty mi zrobił?! – zaczęła krzyczeć, oddychając niespokojnie.
Miała rozwiane włosy, trzęsła się z zimna, a na jej bordowym swetrze znajdowało się kilka grudek ziemi.
- Zaklęcie marionetki – odmruknął jej, rozglądając się.
                 Stali przed drewnianym dworkiem, zbudowanym z sosnowych bali. Oprócz tego, wokół rosły tylko iglaste drzewa, zza których koron wyłaniały się ostre, górskie szczyty.
- Co? Nie uczyli nas w… Ah! Nieważne! Gdzie jesteśmy?!
- W Europie?
- GDZIE?!
- No w Europie… - chłopak strzepał z włosów śnieg, zbytnio nie przejmując się wrzaskami.
- A konkretnie? – dziewczyna otuliła się rękoma.
- No to są Karpaty, to chyba Rosja albo Albania…
                 Hermiona westchnęła poirytowana nieznajomością geografii Malfoya, po czym sięgnęła po różdżkę, jednak tej nie było.
- Co zrobiłeś z moją…?! – zaczęła znów się drzeć.
- Uspokój się! – warknął – Musiała Ci wypaść! Choć za mną!
Draco bez namysłu skierował się w stronę domu. Gryfonka spojrzała w niebo, które spowite było szarymi chmurami i zaczynał padać śnieg. Nie miała wyboru. Musiała iść za Ślizgonem, by nie ryzykować zamarznięciem. W okolicy na pewno nie było choćby schroniska dla turystów. Głucha puszcza. Po za tym, co powiedzieliby ludzie, widząc ją bez kurtki? Wybuchłaby afera, zjawiłyby się media.
                 Chłopak stał w progu i patrzył na nią wymownie. Przełknęła ślinę i ruszyła w jego stronę. W środku przywitało ją przyjemne ciepło i ogień tańczący w kamiennym kominku.
- To twój dom? – zapytała lekko skruszona, gdy Malfoy zamykał za nią drzwi.
- Rodzinny, ale rzadko tu przyjeżdżamy – odparł, chwytając ją za rękę.
Poprowadził dziewczynę do kanapy i mruknął coś o kuchni. Hermiona usiadła i wyciągnęła nogi na puchatym dywanie. Płomienie uroczo oświetlały niewielki salon, który zdawał się jej zupełnie nie pasować do rodziny Draco. Ziewnęła i zaczęła zastanawiać się nad jakimś planem. Owszem dworek był bardzo przytulny, ale nie znaczyło to wcale, że miała ochotę tam zostać – a tym bardziej z młodym psychopatą.
                 Wzdrygnęła się, gdy jej gnębiciel zmaterializował się obok niej z dwoma kubkami, a jeden podał jej. W środku parowało gorące kakao. Chłopak usiadł koło niej i wypił łyk pysznego napoju.
- Po co mnie tu zabrałeś? – Gryfonka zapytała nieco grzeczniej.
Draco westchnął. Czas zacząć grę. Uśmiechnął się więc zalotnie i wyszeptał:
- Byśmy dokończyli to, co zaczęliśmy w Drumstrangu.
- Co?! To ty pamiętasz?! – dziewczynie zaczęło szybciej bić serce.
- Oczywiście. Nigdy nie zapomniałbym smaku twych ust. – Wysunął czubek języka i oblizał swoją górną wargę.
Hermiona zarumieniła się i cofnęła nieco.
- Obiecuję ci, że to będzie najlepszy tydzień twojego życia – kontynuował.
Szkoda, że ostatni – pomyślał jeszcze i odłożył kubek na etażerkę, po czym to samo zrobił z należącym do dziewczyny. Następnie bez skrępowania pchnął ją do tyłu, a ta położyła się na kanapie z lekko otwartymi ustami.
                 Draco wciągnął powietrze do płuc, czując, że naprawdę ta sytuacja zaczyna mu się podobać. Pochylił się nad swym gościem i złożył pocałunek na jej szyi, wyobrażając sobie, że jest Casanovą, bo chciał aby tak został zapamiętany. Spojrzał w wielkie oczy Gryfonki. Była przerażona, lecz nie protestowała.
- Kocham cię – wymruczał jej do ucha.
Po policzkach Hermiony popłynęło kilka łez.

wtorek, 14 maja 2013

Rozdział VII - Słusznie, słuszniej, najsłuszniej

Po pierwsze, dziękuję wszystkim za komentarze. To naprawdę motywuję. Dziękuję za opinie na temat mojego stylu. Nie jest (jeszcze ;)) wysokich lotów, ale trochę pracy włożyłam w niego i wiele niemiłych komentarzy usłyszałam na początku. Ale trzeba pisać i tak, więc zapraszam innych do pisania (komentarzy też) ;D



                 Postać siedząca w bordowym, eleganckim fotelu, zacisnęła palce na hebanowym podłokietniku. Blada twarz stała się jeszcze bielsza, a wąskie usta zamieniły się w krótką kreskę. Trzeba było działać niezwłocznie, nim zginie reszta, nim straci siły. Z dnia na dzień odczuwał coraz większy ból. Po raz pierwszy to on był zwierzyną, a nie myśliwym. Została tylko Nagini. Ktoś zniszczył resztę. Ktoś odkrył jego sekret. Mężczyzna zapomniał już, że posiadanie ciała, wiąże się z nieprzyjemnymi uczuciami. Nienawidził ich. Był nieśmiertelny. Jak mógł się poddawać fizycznym słabością? Wziął głęboki wdech, rozkoszując się zapachem kurzu i pajęczyn. Wysilił się na krzywy uśmiech, słysząc kroki na marmurowych schodach.
                 Panicz Malfoy we własnej osobie. Doprawy irytujący bachor, nie mający do niego żadnego szacunku. Stanął przed Czarnym Panem i ukłonił się nisko, lecz jego kamienna twarz niczego nie wyrażała. A przynajmniej na pewno nie strach czy uległość. W najlepszym wypadku znudzenie.
- Draco, dzisiaj jest twój szczęśliwy dzień – zaczął powoli siedzący, lekko sycząc – rodzice będą z ciebie dumni. Masz coś dla mnie zrobić, zabić pewną brudną szlamę.
Voldemort  uśmiechnął się, zadowolony z siebie. Jednocześnie osłabi Pottera, utemperuje blondyna i oczyści nieco świata z brudu.
- Jak się nazywa?
- Granger. Hermiona Granger.
                 Oczy chłopaka rozszerzyły się nieznacznie i niezauważalnie wręcz, choć jego twarz pozostała kamienna. Skłonił się jeszcze raz.
- To będzie dla mnie czysta przyjemność.

*****

                 Marie wtuliła się w wielką poduchę, leżącą na jej zielonej pościeli. Pansy dała jej porządnie we znaki. Z zazdrości rzecz jasna. Młoda narzeczona stała się obiektem nie tylko pozytywnego zainteresowania, ale i zawiści ze strony fanek blondwłosego ślizgona. Cóż, w ostatnich latach aranżowane małżeństwa stały się rzadkością, lecz niektóre szlachetne rody, wciąż praktykowały tę tradycje. Czysta krew to podstawa, a rodzina Saphire miała pod tym względem wysokie poważanie wśród czarodziei. Jednak historia rodu splamiona była przekleństwem. Każdy, kto chciał wziąć ślub z nieodpowiednią osobą, ginął w tajemniczych okolicznościach. Podobno tajemniczej.
                 Nagle w pokoju pojawiła się Nathalie. Była to niewysoka dziewczyna o wiecznie zadartym, piegowatym nosie i długich włosach.
- Widzę, że poszczęściło ci się – powitała się chłodno, udając lekko urażoną – myślę jednak, że gdyby Draco sam miał wybierać sobie żonę, to jego wybór padłby na kogoś innego.
Marie puściła tę uwagę mimo uszu. Jej przyjaciółka już taka była, lecz zdarzało się, że czasem można było na niej polegać.
- Poza tym, on już wrócił.
- Już? – zdziwiła się narzeczona chłopaka – szybko załatwił te rodzinne sprawy.
- Też byłam zaskoczona. Ale wyglądał jakoś dziwnie. Pewnie znów mu się dostało od ojca. Lucjusz jest naprawdę dziwny – Nathalie wzruszyła ramionami.

* * * * *

                 Draco usiadł na łóżku i ukrył twarz w dłoniach. Tydzień. Siedem dni. Sto sześćdziesiąt osiem godzin. Później Hermiona Granger miała być trupem. Zero jej ręki w górze, gdy nauczyciel zada pytanie, zero pouczającego tonu, zero kpin. Poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku. To, co ich łączyło, może i było jedynie pocałunkiem – i to po spożyciu znacznej ilości alkoholu – ale nie był w stanie, choćby wyobrazić sobie, jak ma to zrobić. Może nie był w stanie zabić nikogo?
                 Jednocześnie wiedział, ze jeśli nie on, to zrobi to ktoś inny. Ktoś, kto będzie się z nią bawił przed śmiercią, dziewczyna będzie konać powoli. Będzie błagać o mordercze zaklęcie. W oczach chłopaka stanęły łzy. Nie kochał gryfonki, lecz czuł do niej pewne przywiązanie. W końcu coś, cokolwiek ich łączyło. Nie mógł tak po prostu o tym zapomnieć.
                 Wziął głęboki wdech i rozmasował bolącą głowę. To jego obowiązek. Słuszny wybór. Linia najmniejszego oporu. Jednak zrobi to po swojemu. On musi umrzeć szczęśliwa, nie zdążywszy nawet zauważyć, kto był jej mordercą. Musi zdobyć jej zaufanie. Jej miłość.