Etykiety

  • 1 (1)
  • 2 (1)
  • 3 (1)
  • 4 (1)
  • 5 (1)
  • 6 (1)
  • 7 (1)
  • 8 (1)
  • 9 (1)

czwartek, 6 czerwca 2013

Rozdział IX - Jestem tu

Rozdział dodany na prośbę dwóch osób. Nie oznacza to, że odwieszam bloga. Po prostu miałam to już napisane .__.





                 Maleńkie okruszki śniegu spadały z nieba, kręcąc czasem piruety wokół nagich drzew. Oświetlała je tylko wiązka światła, pochodząca z niewielkiego domku. A za oknem swój występ miały ogniki, których taniec był dziki i pełen energii, nieznanej lodowym dziewczętom. Jedna, najodważniejsza ze śnieżynek przytańczyła do szyby i zajrzała do pokoju. Oszołomiona niezwykłym widokiem, otworzyła szeroko lodowe oczęta. Ognisty młodzieniec uśmiechał się do niej zawadiacko i zaprosił ją gestem dłoni. Panienka wtuliła się mocniej do szkła i nagle poczuła, że zaczyna się topić. Kropelka po kropelce spływały na parapet. Płomienie wciąż tańczyły, jak gdyby nigdy nic. 
                 Hermiona obudziła się zlana potem. Dziwny sen, który jej się przyśnił, zdawał się być najgorszym koszmarem w jej życiu. Sama jednak nie wiedziała dlaczego, choć wszystko zdawało być się jej dziwnie znajome. Gdy otworzyła oczy, przypomniało jej się dlaczego. Ten sam kominek, ten sam salon… I coś jeszcze.
                 Gryfonka nagle zorientowała się, że leży na kolach śpiącego Malfoya. Podniosła się ostrożnie zdziwiona i podeszła do okna. Przykleiła nos do - o dziwo – ciepłej szyby i zobaczyła na parapecie kilka zamarzniętych kropelek. Poczuła dziwny uścisk w żołądku. Bez namysłu wybiegła na korytarz i rzuciła się do drzwi. Szarpnęła z całej siły, lecz były zamknięte. Sięgnęła do kieszeni po różdżkę, ale namacała tylko powietrze. Zaczerpnęła histerycznie powietrza i oparła się o ścianę, by późnie zsunąć się po niej do kucek.
                 Nawet nie wpadła na to, że podczas spotkania z Draco nad jeziorem, mogłyby przydać się jej czary. Dzięki własnej bezmyślności została zamknięta przez psychopatycznego chłopaka w chatce w Karpatach. Na dodatek wyglądało na to, iż blondyn miał do niej pewnego rodzaju słabość. Dotknęła swoich warg, przypominając sobie pocałunek, którym została obdarzona. Ciemność, w którą spowity był korytarz, zasłoniła jej zaróżowione policzki.

* * * * *
                 Marie wytarła mokre od łez policzki kołdrą i spojrzała na Nathalie, chodzącą w kółko po sypialni z grobową miną.  Zza oknem szalała okropna burza i nawet bijąca wierzba kłaniała się tak, jak kazał jej wiatr. Natomiast istne piekło rozegrało się w gabinecie Umbridge. Od kilku godzin przesłuchiwała wszystkich uczniów, nie wysilając się nawet na swoje sztuczne słodzenie. Tajemnicze zniknięcie dwójki uczniów było niebezpieczne nie tylko dla niej, ale również dla ministerstwa. Tym bardziej, że panicz Malfoy do zwykłych uczniów na pewno nie należał.
                 Ślizgonki westchnęły równocześnie.
                 - To moja wina. – Marie pociągnęła noskiem. – Pewnie to przez to całe małżeństwo…
                 - Idiotka! – Przyjaciółka przerwała jej bezceremonialnie. – To rozpieszczony gówniarz i tyle! No… Bardzo przystojny gówniarz…
Narzeczona Dracona splotła ręce. Niby Nathalie miała rację, ale przecież większość osób ze Slytherinu pochodziła z dobrych domów i mieli wszystko, co tylko zechcieli. Czysta krew to przywilej, na który stać tylko najbogatszych.
                 - Ale dlaczego uciekł z tą szlamą?!
                 - Nie wiem. – Dziewczyna podrapała się po piegowatym policzku. – Może wiesz on…
                 - Z NIĄ?!
                 - Marie, kochanie nie o to mi chodziło. Rodzina Malfoyów ma pewne… Znajomości. I obowiązki.
                 - Czyli ty wierzysz, że on wrócił?
                 - Jakaś ty głupiutka. – Nathalie uśmiechnęła się wrednie.
Złota błyskawica przeszyła niebo.
                 - Ciekawe, jak miewa się wybraniec.
                 Pansy wpadła do pokoju równie szybko co niespodziewanie. Zadyszana, nie mogła złapać oddechu i podparła się ramy jednego z łóżek.
                 - Wy-wywalili Umbridge… Dumbledore wrócił.

                 Wielka Sala wypełniła się uczniami. W tłumie nikt nie zwracał uwagi na to, czy stoi wraz osobami z tego samego domu. Wszyscy byli wymieszani i ściśnięci, bo każdy chciał podejść jak najbliżej stojącego przy katedrze dyrektora.
                 - Jak dobrze znów was widzieć! – Rozległ się donośny głos. – Niektórzy chcieli wam wmówić, że nie macie czego się bać i że pan Diggory zmarł na wskutek nieszczęśliwego wypadku. To nie prawda. A teraz w niebezpieczeństwie jest panna Granger i… I pan Malfoy również. Musimy ich  odnaleźć, więc w ciągu kilku najbliższych dni nie będzie lekcji. Panie Potter, proszę się zjawić u mnie w gabinecie za dziesięć minut. Reszta do dormitoriów.
                 Ciekawskie spojrzenia spoczęły na Harrym, który zdziwił się tym dziwnym wyróżnieniem, lecz kiwnął tylko głową do Rona i szybkim krokiem, przepychając się przez tłum, podążał do miejsca, w którym nie był odkąd w szkole pojawiła się Umbridge. Powiedział hasło, które nie zmieniło się od zeszłego roku. Właściwie wszystko było takie same. Niezliczone dziwne przyrządy wirowały i wydawały dziwne, brzęczące dźwięki. Nawet Faweks siedział na swoim zwykłym miejscu, przekrzywiając łebek. Dopiero po chwili chłopak dostrzegł dyrektora, przyglądającego się jednemu z portretów.
                 - Panie profesorze… - zaczął.
                 - Dobrze cię widzieć, Harry. – Na twarzy jasnowłosego mężczyzny pojawił się sympatyczny uśmiech.
                 - Profesorze, gdzie jest Hermiona?
                 - Panna Granger jest na razie bezpieczna, ale musimy się śpieszyć. Mam dla ciebie zadanie, chłopcze. Częściowo wykonał je za ciebie już ktoś inny, lecz teraz twoja kolej. Słyszałeś kiedyś o horkruksach?
Potter zaprzeczył ruchem głowy.
                 - Więc będę zmuszony ci o nich opowiedzieć.

* * * * *
                 Hermiona siedziała na sofie, pozwalając, by blondwłosy chłopak opierał głowę na jej ramieniu. W oczach wciąż miała łzy, jednak już rozumiała więcej, niż z samego rana.
                 - Ale dlaczego? Dlaczego ty? Ty mną? – zapytała, bawiąc się palcami.
                 - To zaczęło się dawno, w trzeciej klasie, jednak nie mogłem. Nie mogłem sobie pozwolić, bo moja rodzina… Ale teraz wszystko się zmienia i musiałem cię stamtąd zabrać. – Draco nie kłamał całkowicie, lecz nie był w stanie powiedzieć jej całej prawdy. Dręczyło go to, że faktycznie zaczynał coś do niej czuć, a czas mijał. Sześć dni. Skrzywił się z obrzydzenia, gdy w jego głowie pojawiła się wizja Granger w trumnie.
                 - Wiem, że chciałabyś być z Potterem i Wesleyem, ale oni sobie poradzą. – Przytulił ją do siebie, a ona nie opierała się otępiona. Zachęcony pocałował ją w czoło i zaczął kołysać delikatnie.

5 komentarzy:

  1. Wpadłam tu przypadkiem i przeczytawszy rozdział mam kilka uwag.
    Na początek sporo błędów.
    Powinnas pomyślec o zatrudnieniu bety.
    Niby drobne literówki ale jednak są one trochę drażniące gdyż za bardzo rzucają się w oczy.
    Wiadomo nikt nie jest doskonały a w Tobie widzę niesamowity potencjał.
    Wiesz co piszesz i o czym chcesz pisać.
    I to najważniejsze.
    Reszta to tylko kwestia wprawy.

    http://pokochac-lotra.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Super chcemy więęęęcej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny pomysł na boga. Nie zawieszaj go, tylko dlatego, że nie ma zbyt wielu komentarzy. Dopiero przeczytałam całe opowiadanie i bardzo mi się spodobało. Jeśli jednak będziesz dodawać rozdziały, to ja będę starać się komentować. Pozdrawiam, życzę duuuuużo weny i zapraszam do siebie
    http://zemstaidealna.blogspot.com/
    PS. Nie poddawaj się tak łatwo i publikuj dalej. Początki zawsze są trudne :) Czekam z (nie)cierpliwością na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawy blog i świetnie się go czyta ! :)
    Obserwujemy ? Jeśli tak to zacznij i mi napisz od razu na blogu a ja Cię również zaobserwuję :)
    http://ideas-style-friends-ever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń