Po zamku echem odbiło się ciche przekleństwo, a następnie odgłos
desperackiego pukania. W słabym świetle magicznych latarni ledwie można było
ujrzeć kasztanowłosą dziewczynę. Zaciskała pięści poirytowana sytuacją, w
której się znalazła i własną głupotą. Wzięła głęboki oddech i oparła się o ścianę,
by następnie zjechać po niej do kucek. Znajdowała się w sytuacji może nie
tragicznej, ale na pewno krępującej.
Rzecz jasna była
sobie sama wina, bo kto inny wyszedłby z dormitorium w środku nocy tylko po to,
by zanieść kuchennym skrzatom własnoręcznie zrobione upominki? Mniejsza z tym,
że dzierganie nie szło jej za dobrze, jednak powinna się była spodziewać, iż
Gruba Dama mogła mieć chęć na przechadzkę.
Hermiona westchnęła
i zakryła twarz w dłoniach. Żałowała teraz, że nie wzięła ze sobą choćby
różdżki, albo że nie zgodziła się, by Harry pożyczył jej pelerynę. Przynajmniej
udałoby się jej ukryć przed Różową Landrynką, a w tym wypadku została całkiem
na widoku.
Jak na złość już po
chwili usłyszała czyjeś kroki. Ucieczka była bezsensowna. Hamując łzy irytacji,
spojrzała na zaułek, z którego chwile później wyłoniła się wysoka postać. Na
początku dostrzegła tylko, że osoba ta jest nosi szatę Slytherinu, a dopiero po
chwili zaczęła rozpoznawać rysy twarzy przybysza.
- Tylko nie ty – jęknęła na wpół zrozpaczona, a na wpół zła.
Blondyn wykrzywił w usta w triumfalnym uśmiechu.
- Kogo my tu mamy – wypowiedział każde słowo staranie, delektując się
upokorzeniem Gryfonki – Umbridge na pewno ucieszy się na twój widok.
Dziewczyna prychnęła i
wstała szybko, podpierając się o ścianę. Uniosła wyżej głowę, by pokazać, że
słowa chłopaka nie zrobiły na niej najmniejszego wrażenia.
- Skoro nie potrafisz sam sobie ze mną poradzić, Malfoy - warknęła, patrząc mu prosto w oczy.
- A może nie mam ochoty marnować czas na takie szlamy jak ty, co? –
Draco lekko spurpurowiał, jednak było zbyt ciemno, by to zauważyć – Pójdziesz ze
mną grzecznie, czy mam obudzić pół zamku?
- Nie mam nic przeciwko – Skrzyżowała ręce na piersi.
Stali chwilę w ciszy,
myśląc o swej wzajemnej nienawiści, trwającej ponad cztery lata i notorycznie pogłębianej.
Różniło ich absolutnie wszystko: charakter, wychowanie, pochodzenie, więc nie
było się czemu dziwić, iż nienawidzili się. Stali również po przeciwnych
stronach w wojnie z Voldemortem. Najchętniej zamordowali by się, gdyby tylko
mieli ku temu okazję. Jednak stojąc tak kilka metrów od siebie nawet o tym nie
myśleli.
Ślizgon w końcu kiwnął
lekką głową i włożył dłoń do kieszeni. Zamarł na chwilę, gdy ta okazała się
pusta. Sprawdził drugą, ale w tej również nie było nic. Zamknął oczy i
westchnął.
-Chyba jednak będziemy musieli to inaczej załatwić.
Podszedł do Hermiony i chwycił ją za rękę, przeklinając w duchu, że
musi dotykać szlamę. Dziewczyna jednak zupełnie nie spodziewała się tego i gdy
Draco pociągnął ją ku sobie, straciła równowagę. Przewróciła się na niego,
zwalając go z nóg. Oczywiście byłoby zbyt dobrze, jeśli tylko tak by się to
skończyło. Było o wiele gorzej. Jakimś cudem jego prawa dłoń znalazła się na
biuście leżącej na nim. Gryfonka zerwała się jak oparzona i wlepiła w niego
wściekłe spojrzenie, kogoś zdolnego do morderstwa.
Chwilę ciszy przerwał
głośny plask, a nim blondyn zdążył się zorientować jego ofiara przechodziła już
przez dziurę w ścianie do swego dormitorium. Gruba Dama zdążyła wrócić. Draco
został sam. Siedział na zimnej podłodze, trzymając się za zaczerwieniony
policzek.
- Cholera – wyszeptał i przygryzł wargę zębami.
PISZ DALEJ :*
OdpowiedzUsuńJak Ty ładnie piszesz *.*
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnych rozdziałów <3