Etykiety

  • 1 (1)
  • 2 (1)
  • 3 (1)
  • 4 (1)
  • 5 (1)
  • 6 (1)
  • 7 (1)
  • 8 (1)
  • 9 (1)

sobota, 2 marca 2013

Rozdział I - Los lubi zbiegi okoliczności



Po zamku echem odbiło się ciche przekleństwo, a następnie odgłos desperackiego pukania. W słabym świetle magicznych latarni ledwie można było ujrzeć kasztanowłosą dziewczynę. Zaciskała pięści poirytowana sytuacją, w której się znalazła i własną głupotą. Wzięła głęboki oddech i oparła się o ścianę, by następnie zjechać po niej do kucek. Znajdowała się w sytuacji może nie tragicznej, ale na pewno krępującej.
             Rzecz jasna była sobie sama wina, bo kto inny wyszedłby z dormitorium w środku nocy tylko po to, by zanieść kuchennym skrzatom własnoręcznie zrobione upominki? Mniejsza z tym, że dzierganie nie szło jej za dobrze, jednak powinna się była spodziewać, iż Gruba Dama mogła mieć chęć na przechadzkę.
             Hermiona westchnęła i zakryła twarz w dłoniach. Żałowała teraz, że nie wzięła ze sobą choćby różdżki, albo że nie zgodziła się, by Harry pożyczył jej pelerynę. Przynajmniej udałoby się jej ukryć przed Różową Landrynką, a w tym wypadku została całkiem na widoku.
            Jak na złość już po chwili usłyszała czyjeś kroki. Ucieczka była bezsensowna. Hamując łzy irytacji, spojrzała na zaułek, z którego chwile później wyłoniła się wysoka postać. Na początku dostrzegła tylko, że osoba ta jest nosi szatę Slytherinu, a dopiero po chwili zaczęła rozpoznawać rysy twarzy przybysza.
- Tylko nie ty – jęknęła na wpół zrozpaczona, a na wpół zła.
Blondyn wykrzywił w usta w triumfalnym uśmiechu.
- Kogo my tu mamy – wypowiedział każde słowo staranie, delektując się upokorzeniem Gryfonki – Umbridge na pewno ucieszy się na twój widok.
          Dziewczyna prychnęła i wstała szybko, podpierając się o ścianę. Uniosła wyżej głowę, by pokazać, że słowa chłopaka nie zrobiły na niej najmniejszego wrażenia.
- Skoro nie potrafisz sam sobie ze mną poradzić, Malfoy  - warknęła, patrząc  mu prosto w oczy.
- A może nie mam ochoty marnować czas na takie szlamy jak ty, co? – Draco lekko spurpurowiał, jednak było zbyt ciemno, by to zauważyć – Pójdziesz ze mną grzecznie, czy mam obudzić pół zamku?
- Nie mam nic przeciwko – Skrzyżowała ręce na piersi.
        Stali chwilę w ciszy, myśląc o swej wzajemnej nienawiści, trwającej ponad cztery lata i notorycznie pogłębianej. Różniło ich absolutnie wszystko: charakter, wychowanie, pochodzenie, więc nie było się czemu dziwić, iż nienawidzili się. Stali również po przeciwnych stronach w wojnie z Voldemortem. Najchętniej zamordowali by się, gdyby tylko mieli ku temu okazję. Jednak stojąc tak kilka metrów od siebie nawet o tym nie myśleli.
       Ślizgon w końcu kiwnął lekką głową i włożył dłoń do kieszeni. Zamarł na chwilę, gdy ta okazała się pusta. Sprawdził drugą, ale w tej również nie było nic. Zamknął oczy i westchnął.
-Chyba jednak będziemy musieli to inaczej załatwić.
Podszedł do Hermiony i chwycił ją za rękę, przeklinając w duchu, że musi dotykać szlamę. Dziewczyna jednak zupełnie nie spodziewała się tego i gdy Draco pociągnął ją ku sobie, straciła równowagę. Przewróciła się na niego, zwalając go z nóg. Oczywiście byłoby zbyt dobrze, jeśli tylko tak by się to skończyło. Było o wiele gorzej. Jakimś cudem jego prawa dłoń znalazła się na biuście leżącej na nim. Gryfonka zerwała się jak oparzona i wlepiła w niego wściekłe spojrzenie, kogoś zdolnego do morderstwa.
          Chwilę ciszy przerwał głośny plask, a nim blondyn zdążył się zorientować jego ofiara przechodziła już przez dziurę w ścianie do swego dormitorium. Gruba Dama zdążyła wrócić. Draco został sam. Siedział na zimnej podłodze, trzymając się za zaczerwieniony policzek.
- Cholera – wyszeptał i przygryzł wargę zębami.

2 komentarze:

  1. Jak Ty ładnie piszesz *.*

    Nie mogę się doczekać następnych rozdziałów <3

    OdpowiedzUsuń