Etykiety

  • 1 (1)
  • 2 (1)
  • 3 (1)
  • 4 (1)
  • 5 (1)
  • 6 (1)
  • 7 (1)
  • 8 (1)
  • 9 (1)

piątek, 8 marca 2013

Rozdział III - I tak źle i tak niedobrze



Nieśmiało zapukała do dyrektorskiego gabinetu, a usłyszawszy przeciągane „proszę”, nacisnęła klamkę i drżąc na całym ciele, weszła do środka. Przywitały ją dziesiątki kocich oczu, wpatrujące się w nią z zaciekawieniem. Kociątka skakały z jednego, do drugiego porcelanowego talerza, bawiły się kłębkami wełny, drzemały w koszykach lub wystawiały jedną łapkę do góry, jakby próbując zeskoczyć ze ściennej ozdoby. Hermiona stwierdziła jednak, że Krzywołapek jest od nich stokroć sympatyczniejszy.
                 Potem skierowała wzrok na ciężkie, lukrowo-różowe zasłony, sięgające okrągłego dywanu tegoż samego koloru. Dopiero na samym końcu zauważyła Umbridge, która uśmiechała się do niej sztucznie, zza różanego biurka, zakrytego koronkami. Przełknęła ślinę, zlękniona możliwymi konsekwencjami uderzenia Malfoya. Blada jak trup, pomyślała, że jeśli wyrzucą ją ze szkoły, to nie będzie dla niej żadne zaskoczenie.
- Słyszałam moja kochana, że wciąż korespondujesz z panem Krumem, nieprawdaż?
Gryfonka pokiwała głową i odetchnęła z ulgą, a jej twarz nabrała normalnych kolorów.
- Tak, pani pro… Dyrektor – wyjąkała i poprawiła się niechętnie.
Mimo wszystko Landryna nie zasłużyła sobie na ten tytuł.
                 - Dostaliśmy informację, że zostałaś zaproszona na coroczne święto Durmstrangu. – Nie przestawała się szczerzyć. – Właściwie mieliśmy wysłać na uroczystość jako reprezentanta Hogwartu pana Malfoya, ale w takim wypadku pojedziecie oboje.
Dziewczyna na powrót pobladła i przygryzła wargi. Gorzej być nie mogło.
- Jeśli to problem, to mogę nie jechać – wyszeptała pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy.
- Ależ to żaden problem. Prawda, panie Draco?
- Oczywiście, pani dyrektor.
                 Hermiona wzdrygnęła się, słysząc głos Ślizgona. Nie miała pojęcie, że ten stoi tuż za nią. Obdarzyła go wściekłym spojrzeniem, mruknęła do Umbridge pożegnanie i wypadła z jej gabinetu jak oparzona.
*  *  *  * *

                 Gryfonka cisnęła z całej siły kamyk do wody, burząc po raz kolejny spokój jeziora i budząc podmorskie istoty, o których pewnie nikt nawet nie miał pojęcia. Właściwie chciała popuszczać kaczki, ale jak to określiła, trochę jej to nie szło. Była zła i lekko przestraszona. Dlaczego Malfoy zgodził się tak szybko? Dlaczego Umbridge zgodziła się tak szybko? Nie miała najmniejszych wątpliwości, że mają w związku z nią jakiś plan i zemsta niedługo ją dosięgnie.
                 Usiadła zrozpaczona na dużym głazie i schowała twarz w dłoniach. Wkrótce po jej policzkach zaczęły spływać słone krople, mocząc jej szatę – zapomniała ubrać kurtki. Cholerna pycha! Mogła po prostu iść wtedy do dyrektorki i odbyć należną karę. Przynajmniej wiedziałby, co ją czeka, a w tym wypadku wszystko było możliwe. Wzięła spazmatyczny oddech i wytarła łzy rękawem. Spojrzała na nieruchomą już taflę jeziora, nad którą zachodziło złociste słońce, nadając wodzie niezliczonych odcieni czerwieni, różu i złotego.
                 Nagle usłyszała czyjeś kroki i zobaczyła Harrego oraz Rona. Szybko stanęli obok niej, bez skrępowania patrząc na zaczerwienioną od płaczu twarz.
- Co się stało? – zapytali prawie równocześnie.
- Nic – wychlipała, kolejną fazę histerii – zupełnie nic.
Przyjaciele nie strzępili więcej języka, tylko przytulili ją, pozwalając jej wypłakać się w ich szaty.
- Spotkaliśmy Umbridge i kazała ci powiedzieć, że TO jest jutro, ale nie wiem, o co jej chodziło – powiedział po chwili Ron, odrywając się od przyjaciółki.
- Już? – zapytała retorycznie, wbijając wzrok we własne paznokcie.
- Ale wiesz, o czym ona mówiła? – Czarnowłosy zmarszczył czoło i przysiadł koło dziewczyny.
                 Hermiona streściła im całą historię, rumieniąc się ze wstydu.
- Naprawdę znów uderzyłaś Malfoya? Chciałbym to zobaczyć! – zaśmiał się Ron.
- To wcale nie jest śmieszne! – oburzyła się i odwróciła głowę w kierunku zamku.
- Nie możesz od razu zakładać najgorszego.
- Ale…
- Ale może będziesz się dobrze bawić?
- Ale…
- Ale może jesteś wielką pesymistką?
- Ale…
- Ale wyobraź sobie jaką frajdę będzie miała Ginny, podczas pomagania ci w wyborze sukni – Harry puścił jej oczko.
- Może masz rację.
                 Gryfonka zerwała się i uśmiechnęła się.
- Idę jej o tym powiedzieć.
Natychmiast zaczęła biegnąć w kierunku zamku, podskakując co chwila.
- Nie sądzisz, że to dziwne? – Ron odprowadzał ją wzrokiem.
- Co?
- Że od razu poprawił się jej humor.
- Wiesz, dziewczyny są dziwne.
- Masz rację stary.

* * * * *

          Długi, zielony wąż prześlizgnął się po drewnianej podłodze i zatrzymał się przed kominkiem, by wygrzać zziębnięte od deszczu ciało. Postać siedząca na skórzanym fotelu poruszyła się nieznacznie i obdarzyła gada troskliwym spojrzeniem. Mężczyznę od dłuższego czasu dręczyło złe przeczucie, jakby coś uciskało jego duszę, sprawdzając jej wytrzymałość. A może to wina wilgotnej chaty na bezludziu? Nie, to nie mogło być to. Coś było nie tak.
- Wiesz Nagini? Ktoś na nas poluje.

3 komentarze:

  1. widzę, że wplatasz tutaj wątek Voldiego. mamy się bać? :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie! Bardzo ciekawie się zaczyna. ;)

    OdpowiedzUsuń